Máté Kocsis, burmistrz borykającej się z problemem narkotykowym dzielnicy ósmej, robił wszystko, aby program wymiany igieł prowadzony przez organizację Blue Point, został zamknięty. W końcu mu się to udało, zaledwie kilka tygodni przed wydaniem raportu przez Biuro Komisarza Praw Podstawowych (biuro rzecznika praw obywtaleskich), krytykującego zamknięcie programu i jednocześnie podkreślającego jego korzyści zdrowotne.
Raport dobry, ale spóźniony
W raporcie wskazano, że wymiana igieł i strzykawek, będąca jedynym opłacalnym sposobem zapobiegania chorobom wśród osób zażywających narkotyki, stanowi integralną część nie tylko oficjalnej strategii antynarkotykowej Unii Europejskiej, ale także krajowej. Bez wątpienia rozprzestrzenianie się poważnych chorób, jak zapalenia wątroby typu C czy HIV, nie dotyczy tylko osób zażywających narkotyki, lecz stanowi zagrożenie także dla całego społeczeństwa. Dlatego też w raporcie stwierdza się, że likwidacja programu wymiany igieł narusza prawo do zdrowego środowiska, nie tylko narkomanów, ale także nas wszystkich. Rozpoczęta niedawno przez przyjazne rządowi media kampania przeciwko rzecznikowi ma na celu odwrócenie uwagi opinii publicznej od tego faktu.
Zgodnie z przepisami, raport zawierający wyniki badań podjętych na wniosek Węgierskiego Związku Swobód Obywatelskich (HCLU) złożony w listopadzie 2013 r., został przekazany organizacji dwa dni przed jego oficjalną publikacją. Wywołał we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony cieszę się, że po rozpatrzeniu wszystkich okoliczności rzecznik praw obywatelskich doszedł, w gruncie rzeczy, do takich samych wniosków i sformułował pod adresem rządzących podobne zalecenia dotyczące potrzeby wsparcia programów zmniejszających ryzyko. Z drugiej strony jednak, rozczarowujące było tak późne opublikowanie raportu, parę tygodni po zamknięciu programu wymiany igieł. W rzeczy samej, informowałem biuro rzecznika o rozwoju sprawy i pogorszeniu sytuacji, która mogła doprowadzić do zamknięcia programu wymiany igieł już pod koniec wiosny. Raport byłby wtedy dużo bardziej istotny niż jest dzisiaj.
Fałszywe oskarżenia
Nie spodziewałem się jednak oskarżeń o wpływanie na datę publikacji raportu, tak by wypadła podczas trwających obecnie lokalnych wyborów. Czyli oskarżeń o to, że rzekomo kontroluję biuro rzecznika. Gazeta działająca w roli rządowej tuby wyraźnie zarzuciła Węgierskiemu Związkowi Swobód Obywatelskich kontrolowanie tego biura. Jak doszli do takiego wniosku? Korespondencja, jaką prowadził HCLU z biurem rzecznika zeszłej wiosny, mogła wyciec lub, co gorsze, została przechwycona za pomocą metod tajnych służb. Zostałem oskarżony o utrzymywanie nielegalnych, poufnych kontaktów z reprezentantami biura, dzięki czemu miałbym znać treść raportu na długo przed jego publikacją. Założono nawet, że raport był gotowy już w maju, a decyzja o jego publikacji w sierpniu była motywowana politycznie w związku z nadchodzącymi lokalnymi wyborami. Stwierdzono również, że HCLU została uprzednio poinformowana o dacie publikacji.
Stwierdzenia te są fałszywe. Jedyne, co wspomniana wcześniej korespondencja ujawnia, to fakt, że przedstawiciel biura rzecznika otrzymał informację o rozwoju sytuacji związanej z wnioskiem złożonym przez HCLU, oraz to, że HCLU starała się dowiedzieć, jakie są plany związane z publikacją raporu, który ich zdaniem powinien był już wtedy być opublikowany. Nieformalny ton listu HCLU nie jest niczym niezwykłym w kręgach zawodowych i w żaden sposób nie sugeruje, że HCLU kontroluje biuro rzecznika. Wiosną biuro rzecznika odpowiedziało, że posiada tylko zarys raportu i że ostateczna wersja nie zostanie wydana przed końcem czerwca. HCLU w rzeczywistości nie miała dostępu do wstępnej wersji raportu przed wrześniem.
Fakt, iż Máté Kocsis, burmistrz ósmej dzielnicy Budapesztu, miał konferencję prasową w dniu publikacji pomawiającego artykułu, której głównym tematem było oskarżenie, że „lobby narkotykowe zagnieździło się w biurze rzecznika praw obywatelskich” mówi sam za siebie: HCLU najprawdopodobniej stała się pomagierem w planowanej kampanii zniesławień, której rzeczywistym celem jest biuro rzecznika praw obywatelskich, które miało odwagę stawić czoła potentatowi rządzącego reżimu.
Teorie spiskowe
Niestety, HCLU zostało właściwie oskarżone za wykonywanie dobrej, zgodnej z przepisami pracy. W rzeczywistości, ustęp 2 § (5) ustawy CXI z 2011 roku zobowiązuje rzecznika praw obywatelskich do współpracy z organizacjami zajmującymi się obroną prawną. Skargi i wnioski złożone przez te organizacje stanowią podstawowe wsparcie, pozwalające rzecznikowi na wykonywanie jego prawnych obowiązków. Nie jest to jednak sprzeczne z wymogiem formułowania przez biuro rzecznika opinii niezależnie, które czasem się różnią, a czasem pokrywają ze stanowiskiem organizacji ochrony prawnej. W każdym kraju europejskim, jest to dość naturalne, że organizacja, składając wniosek powinna rozpocząć korespondencję z biurem i informować je o wszelkich zmianach lub, horribile dictu, nawet negocjować datę publikacji jakiegoś ważnego dokumentu w celu zwiększenia efektywności biura w jego „działaniach uświadamiających i informujących", zgodnie z przepisami ustawy.
To może zdarzyć się tylko w kraju cierpiącym na polityczną paranoje. W kraju, w którym dialog i współpraca między rzecznikiem praw obywatelskich a pozarządową organizacją praw człowieka uznawana jest za przejaw jakiegoś tajnego spisku, a rzecznik praw obywatelskich powinien się wstydzić, że skrytykował burmistrza, który naruszył prawo.
Ta ostatnia histeria rozpętana przez prorządowe media jest częścią serii ataków wymierzonych w niezależne instytucje, wolną prasę i społeczeństwo obywatelskie na Węgrzech.Absurdalne, motywowane politycznie oskarżenia pod adresem rzecznika praw obywatelskich mają stanowić ostrzeżenie dla tych urzędników służby cywilnej w urzędach i instytucjach publicznych, którzy jeszcze dopuszczają do siebie jakiekolwiek krytyczne myśli wobec rządu. Przestroga skierowana do nich brzmi: lepiej zrezygnujcie z iluzji działania jako niezależny organ, krytykujący poczynania rządu i współpracujący z NGOsami.
Walec nowej partii dąży do zmiażdżenia wszystkiego, czego nie jest w stanie bezpośrednio kontrolować. Napędza go strach przed solidarnością społeczną i współpracą między ludźmi, którzy nadal są oddani demokracji. Rządzący starają się stworzyć antagonizmy pomiędzy tymi, których postrzegają, jako zdolnych do wyrwania ludzi z bierności. Wszyscy, którzy obecnie krytykują rząd Fidesza – organizacje pozarządowe, rzecznik praw obywatelskich, Fundusze Norweskie, czy nawet Trybunał Praw Człowieka w Sztrasburgu – uznawani są za biorących udział w międzynarodowym spisku przeciwko Węgrom.
Szalonego apetytu „Fideszokracji” nie zaspokoi zamknięcie programu wymiany igieł czy organizacji obrony prawnej. Powstrzymanie jego destrukcyjnej siły leży w interesie nas wszystkich.
Péter Sárosi