Z doniesień prasowych wynika, że rządy Węgier i Polski są gotowe zrezygnować z weta wobec wieloletnich ram finansowych (WRF) i funduszu odbudowy w związku z pandemią COVID-19. Zdecydują się na to jednak tylko wtedy, gdy wszystkie rządy UE zgodzą się na „deklarację interpretacyjną” określającą, w jaki sposób mechanizm warunkowości będzie działał w praktyce. Może się to wydawać niewielkim ustępstwem, ale w rzeczywistości uczyni nowy mechanizm bezużytecznym.
Deklaracja interpretacyjna znacznie ograniczy możliwość stosowania mechanizmu
Fidesz i PiS chcą mieć pewność, że mechanizm będzie można uruchomić tylko w celu zwalczania korupcji lub nadużyć finansowych mających wpływ na unijne pieniądze. Twierdzą, że ma to zapobiec uruchomieniu mechanizmu w związku z łamaniem praw człowieka wobec osób LGBTQI lub migrantów.
Teoretycznie jest to bez znaczenia, ponieważ deklaracja interpretacyjna nie jest prawnie wiążąca. Tekst propozycji ws. warunkowości wypłat z budżetu UE wskazuje, że mechanizm można uruchomić w szerszych okolicznościach. Jest to spowodowane tym, że definicja praworządności zawarta w tekście obejmuje możliwość zwrócenia się do sądu w przypadku naruszenia praw podstawowych, w tym w przypadku dyskryminacji. Oznacza to, że gdyby rząd zaczął systematycznie osłabiać system ochrony praw człowieka, Komisja miałaby podstawy, by zareagować. Gdyby więc mechanizm został uruchomiony, a rząd pozwał Komisję, TSUE uwzględniłby deklarację, ale przyznałby pierwszeństwo tekstowi ustawy.
Pytanie jest bardziej natury politycznej niż prawnej: po podpisaniu deklaracji, zgodnie z którą: „zgadzamy się nie uruchamiać mechanizmu w przypadkach innych niż nadużycia/korupcja”, czy większość rządów czułaby się komfortowo, gdyby uruchomiła procedurę w innych sytuacjach? Jeśli niektóre rządy nie będą przekonane co do wszczęcia procedury, teraz będą mogły ukryć się za deklaracją. Można się spodziewać, że wiele krajów tak właśnie postąpi, ponieważ będzie się obawiać, że w następnej kolejności może się to obrócić przeciwko nim. Wyraźnie widać to po tym, jak trudno było przekonać większość państw do poparcia artykułu 7.
Deklaracja pozwoli Orbanowi na wykorzystywanie unijnych funduszy do wygrania wyborów w 2022 roku
Deklaracja oznaczałaby, że Trybunał Sprawiedliwości UE (TSUE) musiałby orzec w sprawie legalności mechanizmu, zanim można by go zastosować po raz pierwszy. TSUE mógłby jednak wcześniej zdecydować o legalności mechanizmu – nawet gdyby Rada zdecydowała się opóźnić skierowanie pytania do sądu, Komisja lub Parlament Europejski mogłyby to zrobić bez zbędnej zwłoki. W takim wypadku TSUE mógłby rozpatrzyć sprawę w trybie pilnym. Tak więc odpowiedź mogłaby się pojawić przed 2022 r. Jednak wtedy należy wziąć pod uwagę czas, jaki zajmie rzeczywiste uruchomienie mechanizmu (jest to proces obejmujący dwustronne dyskusje i głosowanie). Najprawdopodobniej Orban kupiłby sobie wystarczająco dużo czasu.
Deklaracja umożliwi nieodwracalne ataki na demokrację
Deklaracja wzmocni istniejący „hamulec bezpieczeństwa”, który opóźni zastosowanie mechanizmu po uruchomieniu go przez Komisję. Ataki na demokrację i praworządność na Węgrzech i w Polsce będą trudne do odwrócenia, chyba że nastąpi zmiana rządu (przy bezwzględnej większości w przypadku Węgier). Obu rządom udało się wydłużyć procedury prawne i polityczne w Brukseli, jednocześnie nadal niszcząc lub przejmując instytucje demokratyczne w swoich krajach. Wykorzystały każde możliwe opóźnienie, aby kontynuować budowanie systemu, w którym trudno będzie im kiedykolwiek stracić władzę.
To nie ma sensu
Pozostałe 25 państw nie musi akceptować tej deklaracji, aby iść naprzód. Jak wskazał profesor Daniel Keleman, mogą głosować większością głosów za przyjęciem propozycji ws. warunkowości. Fidesz i PiS nie mogą sobie pozwolić na dalsze blokowanie funduszu naprawczego i WRF, tak więc po przegłosowaniu propozycji ws. warunkowości zrezygnują z groźby weta.